To nie miały być wakacje marzeń - potrzebowaliśmy po prostu odpoczynku po roku ciężkiej pracy i spokoju by nabrać sił przed wyzwaniem, którego się podjęliśmy czyli budowy własnego domu. Nasz wybór - wymuszony sytuacją finansową i rodzinną padł na Zakynthos last minute, małą, grecką wysepkę. W dodatku maj - bo było najtaniej choć wolelibyśmy lipiec czy sierpień, więc nic dziwnego, że przed urlopem nie pałaliśmy zbytnim optymizmem. A dziś? Cóż, nie mówimy o Zakynthos inaczej niż NASZE ZANTE bo to nasz azyl, nasze miejsce na ziemi, nasz raj do którego będziemy wracać...A co takiego się wydarzyło na wyspie? Zante nas uwiodła - zielenią krajobrazu, lazurem morskiej wody, zapierającymi dech w piersiach widokami, olbrzymimi żółwiami Caretta Caretta, grecką kuchnią (nie mieliśmy all inclusive, woleliśmy spróbować jej na własną rękę) i specyficzną (magiczną) atmosferą, która zdawała sie otaczać wyspę. Nie wiemy do końca na czym polegała owa tajemnicza aura ale po dwóch dniach pobytu na Zante czuliśmy się kompletnie zakochani w tym miejscu. I najważniejsze - nasi przyjaciele. Liczne znajomości zawarte na wyspie przetrwały próbę czasu bo połączyło nas bardzo silna więź miłości do Zante. Za dwa lata umówiliśmy się, że znów tam będziemy - w tym samym hotelu, w tym samym czasie cała nasza paczka i mamy tylko nadzieję, że nasi greccy przyjaciele (których zostawiliśmy na wyspie) też tam będą.
Dodano: 2015-06-14 - Autor: Milena Walęcka - Kategoria: Relacje klientów
Komentarze